Następnym kandydatem zasługującym na miano podkładu o średnim kryciu (można nim uzyskać pełne krycie nakładając kolejną cienką(!) warstwę) jest produkt o nazwie "FIT me!" firmy Maybelline New York.
Ciąg dalszy nastąpi...Posiadam kolor nr 130 ale jest to teraz stanowczo za ciemny dla mnie odcień. Wpada delikatnie w pomarańcz dlatego, że obecnie bardziej moja twarz przypomina naturalny odcień gipsu ;) niż wcześniej wspomnianego przeze mnie owocu :D sytuacja ulega zmianie w miarę upływu ilości godzin jakie przypadkiem lub z konieczności jestem zmuszona podsmażać się na słoneczku. Koniec dygresji, wracając do tematu dzisiejszej opowieści:) Podkład posiada konsystencję rzadką żeby nie powiedzieć lejącą. Bardzo ładnie nakłada się palcami i pędzlem języczkowym do podkładów. Dobrze się rozprowadza na skórze, nie zatyka porów, nie podkreśla suchych skórek, długo się utrzymuje ale po około 4h zaczyna się delikatnie ścierać szczególnie gdy dotyka się twarzy od czasu do czasu (czego ja sama nie czynię i u mnie pozostaje na twarzy cały długi dzień) lub gdy nosimy ubranie z wysokim kołnierzem, stójką, golfy, apaszkę, szalik lub po prostu zakładamy kurtkę. Może się wtedy okazać, że część produktu "zamalowała" nam dość intensywnie odzienie wierzchnie. Nie pomaga nawet utrwalenie go pudrem (sypkim/ w kamieniu). Pomimo dużej pigmentacji nie daje uczucia ciężkości czy ściągnięcia skóry, nie wysusza jej. Osoby mające problemy ze świeceniem się np. strefy "T" będą miały problem bo już po 2 godzinach trzeba przypudrować twarz. Podkład zakrywa nawet moje naczynka. Poleciłabym go raczej osobom posiadającym cerę normalną lub suchą. Na pewno nie dla pań o cerze tłustej lub mieszanej(bardziej tłustej niż suchej).
Do następnego, Ewa :)